poniedziałek, 21 marca 2016

Fajerwerki

Niewidzialna ręka odpala zapalniczkę, która daje mały płomień. Obok niej znajdują się sztuczne ognie. Podpala je. Mija krótka chwila. Fajerwerki zaczynają wystrzeliwać w górę. Wielki huk. Swoim blaskiem oświetlają niebo spowite czarnym mrokiem, tworząc różne kształty, uśmiechające się do wszystkich. Strzelają jeden po drugim, tworząc piękną aurę. Każdy stoi w miejscu i podziwia, zachwycając się widokiem cudownych, migoczących kolorów. Sztuczny ogień zaczyna powoli opadać jak liście palmy. Wszystko gaśnie. To sprawia, że niebo znów staje się czarne. Pojawia się ciemność. Już nic nie widać. Nastaje mrok. Już nic nie oświetla czerni, która jest wokół. Już nic nie ma.

I właśnie taka jest miłość. Miłość, która powoli wygasa. Miłość, która trwa tylko przez moment. Wielkie nadzieje, plany. Wizja szczęścia. Oczekiwania. Na pozór wydaje się piękne. Coś co wydaje się, że będzie trwać wiecznie, nagle się kończy w spotkaniu z okrutną rzeczywistością.

2 komentarze:

  1. Muszę przyznać, że porównanie miłości do fajerwerków jest czymś nowym.
    Mnie zastanawia płomień - sam w sobie, bez dodatkowych "efektów". Idąc tropem Twojego porównania to właśnie on jest najważniejszy. Bez płomienia nie byłoby fajerwerków, więc wystarczy, że podtrzyma się ogień, który może wzbudzić potem nowe efekty:)
    Jeśli masz ochotę na poczytanie dramatu, zapraszam: https://niestracilamnadziei.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to właśnie płomień podtrzymuje wszystko. Bez niego nic nie ma znaczenia.

      Usuń