Popołudniowe
słońce uśmiecha się, ogrzewając moje ciało swoimi promieniami. Pomimo
panującego skwaru, wdrapuję się na wzgórze, z którego widać całą panoramę
małego miasteczka, znajdującego się nieopodal mojej miejscowości. Jestem na
tyle blisko, że potrafię dostrzec emocje, rysujące się na twarzach ludzi, ale
na tyle daleko, by oni mnie nie dostrzegli. Codziennie tutaj przychodzę, siadam i obserwuję, chociaż wciąż widzę to samo, co każdego dnia, chociaż nic się nie
zmienia.
Wydaje się, że
te osoby są szczęśliwe. Dzieciaki biegają po podwórku, wykrzykując coś
wzajemnie do siebie. Dorośli, ale jednak wciąż młodzi śpiewają piosenki z
dawnych lat, dobrze się przy tym bawiąc. Starsze osoby krzątają się w swoich
pięknych, kolorowych ogrodach i rozmawiają z sąsiadami. Niektórzy pracują, inni
odpoczywają. Każdy robi to, co chce bez żadnych obaw. Tam jest im dobrze. Ludzie
swoimi uśmiechami kolorują miasteczko, w którym żyją, nadając mu barw. Dlatego jest
takie piękne. To sprawia, że nawet ja się śmieję i zaczynam marzyć.
Budzę się.
Serce bije jak oszalałe, a do oczu napływają łzy. Szybko zakładam stary dres,
wkładam podarte trampki i biegnę na wzgórze. Patrzę i widzę pustkę. Już nie ma
tego miasteczka, już nie ma tych ludzi.
Znów
przypominam sobie tamten dzień, w którym to wszystko się stało.
Dzień jak co dzień. Każdy zajęty
swoimi sprawami. Nagle na teren miasta wkroczyli nieprzyjaciele, rozpętując
wojnę. Dlaczego? Nie wiem.
Wielka bitwa. Wrogowie z wielką
satysfakcją niszczyli to, co zostało wybudowane. Mieszkańcy zawzięcie się
bronili. Na początku myślałam, że siły każdej ze stron są takie same. Ale
jednak… mieszkańcy polegli na polu
walki. Wrogowie zburzyli wszystko i uciekli.
Zbiegam ze wzgórza i biegnę do
zrujnowanego miasteczka. Widzę pustkę. Stoję w miejscu, gdzie kiedyś liście ubierały drzewa
w swoją zieleń, ptaki grały swoją melodię, a rzeka pędziła jak szalona. Stoję w
centrum. Widzę powalone i zdewastowane budynki, których już nie można
przywrócić. Czarne niebo, którego już nie oświetlają gwiazdy i wiatr, sprawiają
jeszcze większe spustoszenie. Jestem tutaj sama. Nie ma nikogo więcej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz