niedziela, 28 sierpnia 2016

Magia

 Wszystko zaczęło się od tego jednego wieczoru i czerwonej sukienki, przez którą zwróciła na siebie uwagę.  Wystarczyło kilka spojrzeń i parę wymienionych uśmiechów, by Jej świat wywrócił się do góry nogami. Możliwość jego obecności okazało się jej szczęściem, którego szukała . Dzięki Niemu , w końcu poczuła, że żyje.
Ten jeden dzień sprawił, że – teraz – Ona każdego dnia czeka z utęsknieniem na kolejne spotkanie. Czeka, aż poczuje Go obok siebie, aż będzie mogła zobaczyć ten błysk w Jego brązowych oczach, które tak bardzo polubiła, aż zobaczy uśmiech, wywołujący ogromną radość. Aż poczuje dotyk, powodujący przyjemne mrowienie. Dotyk, w którym całkowicie się zatraca. Dotyk, który działa na każdy Jej zmysł.
Wciąż nie może znaleźć racjonalnego wytłumaczenia dla tego, co się dzieje, podczas ich zbliżenia. Nie potrafi znaleźć sensownych słów, aby to opisać. Setki myśli, tysiące analiz, aby zrozumieć. Zrozumieć magię Jego dotyku, który za każdym razem sprawia, że drży całe ciało. Dla Niej jest to coś wyjątkowego. Każde zbliżenie sprawia, że zaczyna czuć się jakby była w zupełnie innym świecie. W świecie, w którym istnieją tylko Oni i nikt więcej. Jego bliskość wypełnia wokół całą przestrzeń. Wystarczy, że Ją przytuli, złapie za rękę, aby zamarła przez chwilę i nie była w stanie wydobyć z siebie ani słowa. Wszystkie myśli odchodzą w dal. Tak po prostu znikają. Nieważne, co by się działo, nieważne jakby było źle, pod wpływem Jego dotyku wszystko topnieje. Nastaje cisza.  Jakiekolwiek dźwięki przestają do Niej docierać. Jedyne co słyszy, to bicie serca, które z każdą sekundą coraz bardziej szaleje. Czuje się jakby była oderwana od rzeczywistości.  Kiedy opuszkami palców przesuwa po Jej ręce, ma wrażenie, jakby to była opowieść pisana na jej ciele. Jak najpiękniejsza poezja. Delikatność z jaką Ją dotyka, daje niezapomniane doznania, które sprawiają, że wznosi się ponad chmury i lawiruje na błękitnym niebie jak anioł. Jego bliskość czuje w każdym, nawet najmniejszym calu. To przenika do jej wnętrza. Zaczyna marzyć o tym, by zatrzymać czas, aby ten wyjątkowy stan trwał całe wieki i nigdy się nie kończył. Uwielbia tą nieskazitelność Jego dotyku spotęgowaną magią pocałunku. Magią, która wywołuje u Niej przyjemne dreszcze.. Tak bardzo zaczarowana - za każdym razem - mogłaby zatapiać się w Jego ramionach.
Nawet zwykłe spojrzenie potrafi sprawić, że czuje przyjemne ukłucie. Gdy na nią patrzy, ciepło rozlewa się po jej ciele.  Mogłaby siedzieć godzinami i wpatrywać się w Jego hipnotyzujące oczy, które przebijają mroki codzienności i powodują, że świat nabiera barw.
I jeszcze ten uśmiech, który rozbudza serce…

Pomyśleć, że wystarczy tylko ta jedna osoba, aby przenieść w krainę marzeń. Aby sprawić, że wszystko wokół staje się piękniejsze i dać nadzieję na lepsze jutro. 

poniedziałek, 21 marca 2016

Fajerwerki

Niewidzialna ręka odpala zapalniczkę, która daje mały płomień. Obok niej znajdują się sztuczne ognie. Podpala je. Mija krótka chwila. Fajerwerki zaczynają wystrzeliwać w górę. Wielki huk. Swoim blaskiem oświetlają niebo spowite czarnym mrokiem, tworząc różne kształty, uśmiechające się do wszystkich. Strzelają jeden po drugim, tworząc piękną aurę. Każdy stoi w miejscu i podziwia, zachwycając się widokiem cudownych, migoczących kolorów. Sztuczny ogień zaczyna powoli opadać jak liście palmy. Wszystko gaśnie. To sprawia, że niebo znów staje się czarne. Pojawia się ciemność. Już nic nie widać. Nastaje mrok. Już nic nie oświetla czerni, która jest wokół. Już nic nie ma.

I właśnie taka jest miłość. Miłość, która powoli wygasa. Miłość, która trwa tylko przez moment. Wielkie nadzieje, plany. Wizja szczęścia. Oczekiwania. Na pozór wydaje się piękne. Coś co wydaje się, że będzie trwać wiecznie, nagle się kończy w spotkaniu z okrutną rzeczywistością.

niedziela, 14 lutego 2016

Wspomnienia

Christian nie lubił wieczorów. Wiedział, że musi wrócić z pracy - której nie lubi - do domu, w którym czuje się źle. Wiedział, że znów zamknie się w swoim pokoju i nie będzie miał chęci, by porozmawiać z kimkolwiek. Nie chciał porozmawiać z dziećmi, z żoną. „Czy na pewno są to moje dzieci?”. Ale to już go nie interesowało.
Jak co dzień w drodze do domu, powtarzał te same myśli.  „Jak może nie obchodzić mnie własna rodzina?”. „ Mam dość wiecznie krzyczącej żony, robiącej wyrzuty o wszystko, co tylko się da”, „Niby mam wszystko, ale nie mam nic”. „Co ja mogę mieć? Wspomnienia sprzed kilku, kilkunastu lat, które powodują, że czuję się maluśki. To nie powinno się stać”.
Otworzył drzwi, wszedł do domu. Nikogo nie ma. „Co za ulga!”. Usiadł w swoim gabinecie. Jedynie w tym miejscu czuł się dobrze. Lubił te cztery ściany pomalowane na bladożółty kolor. Lubił swoje stare biurko nadgryzione przez zęby czasu. Jeszcze bardziej uwielbiał stary, przetarty fotel, w którym siadał co wieczoru i mógł chociaż na chwilę odpocząć od chaosu, który powstał w jego życiu.
Wyciągnął zeszyt i pióro z szuflady. Zaczął pisać.
„Wspomnienia ciągną się za mną jak niekończący się sznur, od którego nie można się uwolnić. Myśli ciągle błądzą. Ilekroć próbuję wszystko pozbierać, układać na nowo, nic mi nie wychodzi. Już nawet się nie staram niczego naprawiać. Nie mam sił. Gdy wydaje mi się, że wszystko jest już dobrze, że jestem szczęśliwy, nagle przychodzi moment refleksji, a moje myśli automatycznie wędrują do wspomnień. I wszystko zaczyna się niszczyć. Zaczyna się walić bezpowrotnie. Tak jest za każdym razem. Za każdym pieprzonym razem! To wszystko powraca jak ogromna fala tsunami… i destrukcyjnie burzy, to co zostało zbudowane. Zobojętniałem na świat, na ludzi wokół… zadaję ból, nie czując poczucia winy. Nie dręczy mnie sumienie, nie mam wyrzutów. Nie wiem, co mogę zrobić, by ruszyć dalej. Ruszyć przed siebie.
Wiąż mam przed oczami to, co się stało. Dom, rodzice, brat, policja. Mój krzyk. Nie wiedziałem, co się dzieje. W końcu wszystko do mnie dotarło. Straciłem najbliższe mi osoby. A to wszystko stało się w MOIM domu.
Kto to zrobił? Jak? Po co?
Tyle zagadek, tyle pytań pozostawionych bez odpowiedzi.
Topiłem się w smutku. Żona nie mogła tego znieść.
Zdrada.
Zabolało jeszcze bardziej.
W NASZYM domu. W NASZYM łóżku.
Przepraszała.
Wybaczyłem.

Było mi wszystko jedno. ”

piątek, 12 lutego 2016

Teatr

Leila wybrała się na kolejną lekcję tańca. Wiedziała, że nie łatwo jest opanować kroki w kilka tygodni. Ale miała w sobie tyle ambicji i determinacji, by sprostać wyzwaniu jakie sobie postawiła. Chciała coś osiągnąć.
Piruet. Upadek.
Powstała.
Piruet. Upadek.
Nie poddała się. Walczyła dalej, pomimo łez i bólu. Chciała być silna. Chciała robić coś o czym zawsze marzyła.
Kolejny krok. Nie wyszło.
Zaczęła od nowa.
Krok. Kolejny raz się nie udało.
Ogromna fala złości. Chciała krzyczeć.
Głęboki wdech.
Leila nie miała nawet najmniejszego zamiaru się poddać.
Walka.
„Przecież dam radę. Jeśli inni potrafią, to ja też” – pomyślała.
Początki bywały trudne. Były ciężkie. Ale Leila miała w sobie tyle siły, by znaleźć się w teatrze za kulisami sceny. Czekała na swoją kolej. Czekała na swój taniec.
Wyszła na scenę. Publiczność przywitała ją oklaskami. Ale nie mogła tego usłyszeć, ponieważ jedyny dźwięk jaki do niej docierał był dźwiękiem bicia jej serca, który zagłuszał wszystko.
Wdech. Wydech. Skupienie.
„To się musi udać” – powiedziała sobie cichutko.
Muzyka.
Pierwsze kroki stawiała niepewnie. Ale nagle zapomniała o wszystkim. O scenie, o publiczności, o pięknej sukience, w którą była ubrana. Była tylko ona i muzyka.
Wirowała na scenie, robiąc piruety z ogromną gracją.  Melodia przestała płynąć z głośników. Ukłoniła się. Widownia nagrodziła ją oklaskami.
Leila była zadowolona, że odtańczyła swój taniec. Cieszyła się, że swoimi płynnymi ruchami malowała obraz życia. Obraz, którego nikt oprócz niej nie może zobaczyć.
 Zeszła ze sceny.

Przedstawienie się skończyło.

poniedziałek, 8 lutego 2016

Życie

Alex wybrał się na wiosenny spacer, ale nie dlatego, że w końcu po długiej, mroźnej zimie nadszedł wspaniały, bezchmurny, słoneczny dzień. Poczuł, że chce iść przed siebie, nie zważając na nic. Nie chciał martwić się rodziną, której nie miał. Nie chciał martwić się osobami, które powoli wbijały nóż prosto w jego serce w serce, rozrywając je na pół. Nie chciał martwić się tym, co zabija go od środka. Nie chciał tkwić w tej szarej rzeczywistości, która z dnia na dzień przytłaczała go co raz bardziej. Pragnął chociaż przez chwilę być sam. W ciszy i spokoju. Bez tego cholernego lęku przed tym, co mogłoby się stać.

Brzydki, zniszczony dom. Wielka ruina. Alex poczuł, że chce tam wejść. Rozbił szybę kamieniem i dostał się do środka. Chodził powoli, delikatnie stąpając po zakurzonej podłodze. Rozglądał się wokół. Wszędzie leżały kłęby kurzu, w rogach zaś znajdowały się pajęczyny, a ze ścian sypał się tynk. Ale on tego nie zauważył. Ciągle myślał i chodził tak bezczynnie po pustych pokojach, zastanawiając się nad tym, czego tak właściwie szuka.

Usiadł.

Ciężko mu było żyć, tak jak nie chciał. Wspomnienia ciągnęły się za Alexem jak niekończący się sznur, od którego nie można się uwolnić. Tak jakby był zakuty w metalowe łańcuchy. Wydarzenia z jego życia były jak wielka fala tsunami, która wszystko burzy. Próbował zacząć żyć od nowa, ale przecież był zbyt słaby, by walczyć o to szczęście, którego pragnął najbardziej. Do tej pory karmił się nadzieją. Ta nadzieja zawsze zawodziła, zadając ogromny ból i cierpienie. Każdego dnia czuł się jakby chodził po zamarzniętym jeziorze, niepewnie stąpając po tafli lodu, który może pęknąć i załamać się w każdej chwili. Chciał obudzić się z tego koszmaru. Ciągle bił się z myślami, które nie dawały mu spokoju. Stale szukał wytłumaczenia, którego znaleźć i tak nie mógł. Wciąż pytał: „ dlaczego?”. I nie dostawał żadnych, sensownych odpowiedzi. Jego życie było zagadką, której nie dało się rozwiązać. Jego życie było jak labirynt bez wyjścia.

W oczach Alexa pojawiały się łzy. Powoli spływały po jego policzkach. To były łzy rozpaczy i żalu. Tak bardzo bolało. Bolało to, co się stało. Bolały głębokie, nie gojące się rany, które miał niemalże wszędzie.

Wstał, wziął głęboki oddech i wyszedł na dwór. Było już późno. Popatrzył w górę. Na niebie gwiazdy błyszczały jak małe perełki, a księżyc rozjaśniał mrok. W oddali lekko szumiały liście drzew i było słychać głosy ptaków.

Upadł.

Serce ciężkie jak kilkutonowy, ogromny głaz ciągnęło go w dół. Nie potrafił się zatrzymać. Próbował wstać resztkami sił, ale już nie potrafił. Jego duże, niebieskie oczy straciły blask, a bladoróżowa cera, zgubiła swój kolor, przybierając sinawy odcień.


Umarł.

Powstał.

Wojna

Popołudniowe słońce uśmiecha się, ogrzewając moje ciało swoimi promieniami. Pomimo panującego skwaru, wdrapuję się na wzgórze, z którego widać całą panoramę małego miasteczka, znajdującego się nieopodal mojej miejscowości. Jestem na tyle blisko, że potrafię dostrzec emocje, rysujące się na twarzach ludzi, ale na tyle daleko, by oni mnie nie dostrzegli. Codziennie tutaj przychodzę, siadam i obserwuję, chociaż wciąż widzę to samo, co każdego dnia, chociaż nic się nie zmienia.

Wydaje się, że te osoby są szczęśliwe. Dzieciaki biegają po podwórku, wykrzykując coś wzajemnie do siebie. Dorośli, ale jednak wciąż młodzi śpiewają piosenki z dawnych lat, dobrze się przy tym bawiąc. Starsze osoby krzątają się w swoich pięknych, kolorowych ogrodach i rozmawiają z sąsiadami. Niektórzy pracują, inni odpoczywają. Każdy robi to, co chce bez żadnych obaw. Tam jest im dobrze. Ludzie swoimi uśmiechami kolorują miasteczko, w którym żyją, nadając mu barw. Dlatego jest takie piękne. To sprawia, że nawet ja się śmieję i zaczynam marzyć.

Budzę się. Serce bije jak oszalałe, a do oczu napływają łzy. Szybko zakładam stary dres, wkładam podarte trampki i biegnę na wzgórze. Patrzę i widzę pustkę. Już nie ma tego miasteczka, już nie ma tych ludzi.

Znów przypominam sobie tamten dzień, w którym to wszystko się stało.

Dzień jak co dzień. Każdy zajęty swoimi sprawami. Nagle na teren miasta wkroczyli nieprzyjaciele, rozpętując wojnę. Dlaczego? Nie wiem.

Wielka bitwa. Wrogowie z wielką satysfakcją niszczyli to, co zostało wybudowane. Mieszkańcy zawzięcie się bronili. Na początku myślałam, że siły każdej ze stron są takie same. Ale jednak…  mieszkańcy polegli na polu walki. Wrogowie zburzyli wszystko i uciekli.


Zbiegam ze wzgórza i biegnę do zrujnowanego miasteczka. Widzę pustkę. Stoję  w miejscu, gdzie kiedyś liście ubierały drzewa w swoją zieleń, ptaki grały swoją melodię, a rzeka pędziła jak szalona. Stoję w centrum. Widzę powalone i zdewastowane budynki, których już nie można przywrócić. Czarne niebo, którego już nie oświetlają gwiazdy i wiatr, sprawiają jeszcze większe spustoszenie. Jestem tutaj sama. Nie ma nikogo więcej.